czwartek, 26 września 2013

Isabel Marant x H&M first impression

I thought I would be crazy in love with this HM collaboration. Well, I'm not. Actually, there are only few pieces that I would buy, if I had that amount of founds. Black and white boho style dress, three almost the same lace pieces- two blouses and dress, and really beautiful embrodied jacket. Great advantage of these clothes (except jacket) is its price, dresses are 350 zł (70 Ł) and the blouse is 300 (60), (jacket costs 200 Ł which is 1000 zł, but as I said, it is exception). I guess, if I decide to buy anything, it will be one dress and maybe white lace blouse.

This collection is truly Marant, awesome leather pants, simple T-shirts and sweatshirts or boots with firnges, which me- first fringe-lover didn't like at all! I expected more colorful, hippie clothes, maybe, if it would be spring/summer edition of HM collaboration, I would be more pleased. Even with Isabel's Marant projects, I am more into summer collections, than the autumn/winter ones, but I will safely keep my 650zł waiting for 14th of November.
So, let's see my favs:







Myślałam, że będę miała totalnego bzika na punkcie tej kolekcji. Cóż, niestety nie mam. Właściwie, to jest tylko kilka rzeczy, które w jakiś sposób mnie ujęły. Czarno- biała sukienka boho, która była pierwszym zdradzonym sekretem z kolaboracji Isabel Marant z HM, trzy prawie takie same koronkowe rzeczy- dwie bluzki, a właściwie bluzka w dwóch kolorach i sukienka oraz przepiękna, wyszywana marynarka. Dużą zaletą tej kolekcji są na pewno ceny, które nie są niebotycznie wysokie (no może poza marynarką), sukienki będą kosztowały około 350 zł, a bluzki 300 (marynarka, to już jakiś 1000 zł, ale jak wspominałam, jest wyjątkiem). O ile zdecyduję się na jakikolwiek zakup, to pewnie będzie właśnie ta boho sukienka i biała koronkowa bluzka. Chętnie pokusiłabym się o marynarkę, ale niestety przerasta moje możliwości finansowe.

Kolekcja jest prawdziwie spod znaku Isabel Marant, skórzane spodnie, proste T-shirty, czy metaliczne szaliczki (wprost z obecnosezonowego wybiegu) lub w końcu buty z frędzlami, które mi- miłośniczce frędzli kompletnie nie przypadły do gustu (sic!). Spodziewałam się więcej kolorowych, hippisowskich ubrań, ale myślę, że to kwestia sezonu, gdyby HM kontynuował kolaborację z Isabel Marant na wiosnę/lato, to pewnie byłabym bardziej zadowolona z tej kolekcji. Muszę przyznać, że nawet sama Isabel bardziej podoba mi się w edycjach wiosenno-letnich projektów, niż tych jesienno-zimowych, ale skrzętnie schowam moje 650zł w oczekiwaniu na 14 listopad. A jak Wam podobają się projekty Isabel Marant dla HM?

środa, 11 września 2013

Bike-o-phobia

Few weeks ago my Sister came to visit me from Scotland, she love to riding bike, so brought her bike and left it at my place, just to keep it safe after her coming back to Glasgow. Not wondering too much, I started to ride this bike to job. It is not far away from my apartament, but a bit of workout every morning is really refreshing! Bike is Dutch, old and very heavy, but it makes my very, very happy. After fixing few things, I decided to embellish it with items, that made me even happier. So I bought a nice wicker basket and put a floral braid around it. I had an idea to paint it pink or other happy color (it is originally silver-gray), but twist the frame off from other bike parts, treat it with emery paper and wait one week til its dry completely after painting, made me to reschedule this idea for winter, and show my new-pimped-bike next spring. For now, I like it as it is!





Kilka tygodni temu odwiedziła mnie moja Siostra, która mieszka obecnie w Szkocji. Jest zapaloną fanką rowerów, tak więc mieszkając chwilowo w Trójmieście poruszała się na swoim starym rowerze, który zamieszkał w moim domu, na czas jej powrotu do Glasgow. Nie zastanawiając się zbyt długo, zaczęłam rowerem dojeżdżać codziennie (o ile nie leje) do pracy. Dystans nie jest zbyt odległy, ale to zawsze trochę rozbudzającego ruchu z rana. Rower to stara, ciężka, holenderska damka, która mimo to sprawia mi wiele radości. Po wymianie kilku już nieco nadszarpniętych zębem czasu części, postanowiłam jakoś ten środek transportu upiększyć. Pierwszym zakupem był prostokątny wiklinowy koszyk nakładany na kierownicę, który dodatkowo ozdobiłam sztucznymi kwiatkami z Ikei. Dodatkowo urodził mi się pomysł pomalowania roweru na inny, nieco weselszy kolor (fabrycznie to srebrno-szary), ale odkręcenie całej ramy, potraktowanie jej papierem ściernym i tydzień oczekiwania, aż farba całkowicie wyschnie, sprawiło, że przesunęłam te działania na najbliższe zimowe wieczory, tak więc nowy, "odpimpowany" rowerek pokażę światu wiosną. Na razie, lubię go takim, jaki jest!

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

New decisions made

According to some new future plans, that my Boyfriend and I have, I decided to write this blog in English as well. Thanks to Google statistics, I saw, that few people that came here were foreign to me, so from now on they also will have a chance to see what I'm expressing to the whole internet world. In a short time I will translate other notes, but before I do that, I'd like to present a new idea of life, that came to me in a bunch of articles in newspapers and on other blogs. Minimalism.

The first step of "having less, experience more" was about my wardrobe. I have had tones of clothes, some never wore for over a year or so. I took everything out of my closet and selected it in groups, by: things I love to wear, things that goes with my body shape, things that are into my style, and other things, that I don't wear, don't like, don't need. Those three last groups I selected once again for those are in good shape and I can give them "second life" and clothes that are rubbish. Most of the "second life" clothes I sold on polish auction and shopping web called Allegro.pl. Other stuff I gave to Polish Red Cross.
Now I have less clothes, no problems what to wear, because I can actually see all my things in closet and some savings to spend on other attractions in my life.
You might ask what if I buy another clothes and make my wardrobe full again? Trust me, I won’t.
This comfort that I have now, stress less mornings and defined style is better that have lots of many different blouses or skirts. Of course, I will buy some clothes eventually, but I set few rules on my shopping now:

1. Quality is the key- I don't give any attention to clothes that have low quality, its sure that I can't avoid some clothes made in China or Bangladesh, but the most I care now is fabric, of what clothes are made. Good quality of cotton, wool, linen or silk. Try to avoid polyester.

2. Basic does not mean Boring-  it's depend on what you mean by basic. My basics are maxi skirt and dress, perfectly flared, high-waisted jeans, white T-Shirt with funny sign (now it's "NO BRA DAY" Shameless Tee) and (in summer time) black suede Vagabond sandals. If You can define what is basic to you only you will never get into the trap of white shirt, black jacket, suit or stuff like that.

3. Give yourself a time- time to think about particular cloth, that You feel fond of. If it does not change in a few days, you can surly buy it and never regret it. Try not to too much spontaneous about shopping, its rarely a good idea.

With this few tips I can manage minimalism in my wardrobe, following step will be books, photo frames, candles, etc. etc. I will write about this next time. Fingers crossed, please!


Wersja polska:

W związku z kilkoma decyzjami, jakie postanowiliśmy podjąć razem z moim Chłopakiem, zdecydowałam sie prowadzić bloga również po angielsku. Dzięki Google'owym statystykom zauważyłam też, że niektóre osoby trafiają na bloga spoza granic Polski, więc teraz będą mieli większą możliwość zrozumienia, czym dzielę się z całym internetowym światem. Niedługo postaram się przetłumaczyć resztę postów, ale na razie chciałabym się z Wami podzielić tym, co od jakiegoś czasu ściga mnie w mnóstwie artykułów, na jakie się natykam, oraz w innych blogach, a co postanowiłam przyjąć jako swoją filozofię egzystowania. Minimalizm.

Pierwszym krokiem, jaki wykonałam na drodze do "posiadaj mniej, doświadczaj więcej" było uporządkowanie mojej szafy. Miałam mnóstwo ciuchów, w których nie chodziłam albo wcale, albo ubrałam je raz, albo ostatni raz, kiedy miałam je na sobie należy już do zamierzchłej przeszłości. Pewnego dnia wyrzuciłam z szafy wszystkie ubrania i podzieliłam je na poszczególne grupy: rzeczy, które uwielbiam nosić, rzeczy, które pasują do mojej figury i rzeczy, które w pełni obrazują mój styl. Dodatkowo uzbierała mi się dość pokaźna sterta ubrań, których nie lubię, nie chcę, nie noszę, tu zrobiłam jeszcze jedną selekcję, porządkując je na ubrania całkowicie zniszczone oraz te, które jeszcze mogą się przydać. Część z tych, którym postanowiłam dać "drugie życie" sprzedałam na Allegro, a część oddałam do placówki PCK. 
W tej chwili nie mam odwiecznego problemu "co na siebie włożyć", gdy przygotowuję się rano do pracy, bo rzeczywiście mogę zobaczyć na pierwszy rzut oka wszystkie ubrania jakie posiadam! Każda rzecz wygląda dobrze z inną, a do tego jestem w stanie stworzyć z nich zestawy, w których dobrze się czuję i dobrze wyglądam, Alleluja!
Pewnie urodzi się komuś pytanie, a co jeśli znów przyjdzie wyprzedaż, a ja dokupię dokładnie tyle ciuchów, ilu się pozbyłam z szafy? Uwierzcie, nie zrobię tego. Oczywiście, będę pewnie potrzebowała nowych ubrań, które będę musiała nabyć, ale postanowiłam się kierować w procesie zakupowym kilkoma przydatnymi wskazówkami:

1. Jakość przede wszystkim- nie zwracam już uwagi na ubrania o niskiej jakości, takie po których widać, że po kilku praniach stracą kształt, kolor, a ja będę miała kolejną szmatkę do wycierania kurzy, zamiast bluzki. To oczywiste, że w obecnych czasach nie da się uniknąć odzieży produkowanej w Chinach, czy Bangladeszu, ale można robić coś innego. Przyglądać się dokładnie materiałom, z których są wykonane- wełna, len, wysokiej jakości bawełna czy jedwab są trochę bardziej wymagające w utrzymaniu, ale mamy pewność, że dłużej będą wyglądały dobrze, nie zmienią swego kroju i są zdrowe dla skóry. Jak ognia staram się unikać poliestru.

2. Basic nie wieje nudą- wszystko zależy od tego, czym dla każdego z nas charakteryzuje się podstawowy zestaw ubrań, jaki powinien się znajdować w szafie. Dla mnie to przede wszystkim maxi spódnica i sukienka, idealne spodnie dzwony z wysoką talią, o jakich wspominałam jakiś czas temu, biały t-shirt z zabawnym napisem (w tej chwili to "NO BRA DAY" marki Shameless) i (w związku z tym, że mamy lato) czarne, zamszowe sandały z Vagabond. Jeśli potrafisz zdefiniować, co dla Ciebie samego jest "basic" nigdy nie wpadniesz w pułapkę "must have'ów", białej koszuli, czarnej marynarki czy garnituru, które tylko będą zajmować miejsce w szafie.

3. Daj sobie czas- czas, aby pomyśleć o jednym, konkretnym ciuchu, jaki wywarł na Tobie duże wrażenie i spełnia wszystkie założenia racjonalnie zbudowanej szafy. Jeśli po kilku dniach ochota na ten ciuch Ci nie przejdzie i stwierdzisz, że naprawdę jest idealnym, brakującym elementem w Twojej szafie- kup go, nie będziesz żałować. Bycie spontanicznym w kwestiach zakupów rzadko okazuje się być dobrym pomysłem.

Z tymi kilkoma radami mogę spokojnie dbać o minimalizm w swojej szafie, kolejnym krokiem będzie opanowanie przestrzeni mieszkalnej wokół mnie- książek, bibelotów, ramek z obrazkami, świeczek, itp., ale o tym następnym razem. Trzymajcie za mnie kciuki!


piątek, 5 lipca 2013

Coming... back!

Natchniona posiadaniem nowego czytelnika (dzięki XLka!) postanowiłam wznowić dodawanie postów.

Z frontu modowo-stylowego:

Udało mi się złapać kolejny sen do szafy! Kiedyś pisałam tu o idealnych spodniach dzwonach, długich na moje nogi + obcasy, lekko przecieranych, z wyższą talią i wspaniale wykrojoną nogawką. Okazało się, że takie spodnie istnieją! Produkuje je w Los Angeles firma Adriano Goldschmied, a model to kopia oryginalnego kroju z lat 70', o wdzięcznej nazwie Farrah (na cześć Aniołka Charliego- Farrah Fawcett?). Trafiłam na te dżinsy zupełnym przypadkiem, snując się za moją rodzicielką po TK Maxxx, przeglądałam sobie tu i ówdzie rozwieszone ubrania, po czym wspomniałam posta jednej z moich ulubionych blogerek- Ryfki, o wyjątkowych spodniach znalezionych w tymże sklepie. Tam wisiały one, ostatnia para, w idealnym rozmiarze, jakby czekały na mnie! I teraz uwaga, uwaga- w zabójczej cenie 35zł! W tamtym momencie stwierdziłam, że chyba częściej będę odwiedzać sklep TK Maxxx, co zmieniło się po usłyszeniu pewnej wiadomości.

Zapewne każda, choć trochę przywiązująca uwagę do tego, w co się ubiera, osoba, słyszy co roku w listopadzie o szumie, związanym z jedną z popularnych szwedzkich sieciówek. Przyznam, że z dotychczasowych kolaboracji H&M (bo o nich mowa) ze światem tzw. high fashion, lekki dreszczyk na zdjęciach sprawiły mi kreacje zaprojektowane przez Lanvin, niestety po obejrzeniu ich na wieszakach już nie byłam taka zachwycona. Kolejne duety- nie bardzo w moim klimacie. Aż do momentu, kiedy w połowie czerwca została ogłoszona bohaterka tegorocznej współpracy- Isabel Marant! Dokładnie tego dnia urodziło się w mojej małej główce następujące postanowienie- poza letnimi sandałami, których rozpaczliwie potrzebowałam oraz sukienką na ślub znajomego- do listopada nie kupuję nic ubraniowego, a każdy zaoszczędzony w ten sposób grosik przeznaczam na kolekcję Isabel Marant for H&M! Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w tym postanowieniu, a 14 listopada zaspokoję wszystkie swoje ćwiekowo-frędzlowo-hippisowskie żądze!.


Z frontu ćwiczeniowo-życiowego:

Proszę o fanfary! Zaczęłam w miarę regularnie uczęszczać na siłownię, która znajduje się na parterze naszego bloku i muszę powiedzieć, że zauważam efekty! Dodatkowo, w prezencie urodzinowym od mojego Ukochanego otrzymałam kurs wspinaczki ściankowej, który zaczynam już w najbliższą środę. Zatem letnio i czereśniowo (pochłaniam je ostatnio w niewyobrażalnych ilościach)- ahoj przygodo!


poniedziałek, 18 lutego 2013

Kultura posiadania

W obecnej chwili słyszy się wszędzie, o tym, że świat to jedno wielkie dziecko konsumpcjonizmu, podział istnieje jedynie na klientów poszczególnych branż. Gazety krzyczą również o pokoleniu Y, żyjącym cyfrowo, wiecznie online, ale za to buntującym się przeciwko swoistej "kulturze posiadania niezliczonej ilości rzeczy". Jak to jest z tym światem? Jak zwykle trudno mi jednoznacznie opowiedzieć się po którejś ze stron, z jednej- chciałabym żyć bardziej ekologicznie, jeść zdrowsze jedzenie, pić samodzielnie wyciskane soki, ale z drugiej, wiem, że do tego potrzebuję wyciskarki, piekarnika, doniczek na zioła, sitka do gotowania na parze, itp. Czyli dużej ilości rzeczy, bez których życiowo można by się obejść. Kolejnym przykładem, który ustawia mnie dokładnie po środku, jest posiadanie samochodu. Zdaję sobie sprawę, że dla mnie konieczność posiadania auta jest w dużej mierze zdefiniowana przez życie w takim, a nie innym kraju. Chociażby ze względu na sam klimat- deszcz, śnieg, mróz, zaspy śnieżne- samochód daje wtedy taką bańkę bezpieczeństwa, i dodatkową oszczędność czasu. Jestem w stanie powiedzieć, że w kraju o bardziej przyjaznym klimacie (jak dla mnie to każde miejsce, gdzie zimą temperatura nie spada poniżej 15 stopni C.), bardzo chętnie przesiadłabym się na rower, czy nawet przemierzanie kilometrów pieszo.
To, co, jak na razie, staram się wprowadzić wokół siebie, to ograniczenie osobistych przedmiotów, takich jak ubrania i kosmetyki, do tych, których naprawdę używam, mają często zastosowanie wielofunkcyjne i w 200% pasują do mojej osobowości. Jeśli już kupuję coś nowego, co spełnia powyższe wymagania, musi to być rzecz niezwykle trwała, "porządnie" wykonana, taka która nie wyląduje za kilka miesięcy w śmietniku. Zbliżam się właśnie do kolejnej przeprowadzki, w trakcie której chciałabym udoskonalić nasze nowe mieszkanie- między innymi wymienić wszystkie żarówki na te o technologii LED, pozwalającej na nie wymienianie ich przez następne lata i  znaczne zmniejszenie zużycia prądu.
Kwestią dla mnie dużo mniej przyjemną, przy ekologicznym trybie życia, jest jego ekonomia. Niestety, nieunikniony postęp świata i technologii, sprawił, że naturalne produkty, sprzęty o dużej trwałości, oszczędzające energię, samochody emitujące mniej CO2 do atmosfery, czy ubrania z organicznych tkanin- są dużo droższe od swoich szkodliwych odpowiedników. Summa summarum- chcąc żyć prościej, oszczędniej i bardziej ekologicznie, jesteśmy zmuszani do wydawania większej ilości pieniędzy. Czy istnieje jakiś sposób, aby zniwelować taki skutek? Właśnie to zamierzam sprawdzić w ciągu następnych miesięcy, wskaźnikiem będzie oczywiście kwota oszczędności na koncie albo samo pojawienie się ich.

czwartek, 7 lutego 2013

Isabel Marant

Odkąd zobaczyłam piękną, koronkową białą sukienkę, z podpisem projektantki "Isabel Marant", stwierdziłam- to coś dla mnie. Utwierdzały mnie w tym kolejne projekty, łącznie z najnowszą kolekcją, z idealnymi, lnianymi spodniami w paski.
Ubrania, jakie prezentuje Marant idealnie wpasowują się w konwencje współczesnego boho, połączonego z klasycznymi wzorami z lat 60' czy dzikiego zachodu. Każda kolekcja jest inna, a jednak łączy je ten niepowtarzalny touch projektantki, który sprawia, że od razu można do ubrań przyporządkować odpowiednią metkę.
Od dłuższego czasu mamy do czynienia z trendem powrotu do lat 60' i ich okolic, zarówno w muzyce, jak i modzie. Wizerunek lansowany przez Lanę Del Rey wpasował się idealnie w niszę, powstałą przez chęć ucieczki od wszechogarniających mediów, typu Facebook, Instagram, Twitter, itd. Niby wszyscy bardzo intensywnie z tego korzystamy, a jednak chcielibyśmy choć na chwilę powrócić do czasów, gdzie z niecierpliwością czekało się na list, a telefony wciąż miały skręcone kable.
Isabel Marant i jej projekty idealnie pasują do najnowszego iPhona, gdzie gra Lana, ale i do starej, najświętszej pamięci, Janis Joplin.





piątek, 25 stycznia 2013

Another dream caught, czyli sukienka z kolekcji Penelope Cruz dla Mango

Pewnie macie swoje ubraniowe marzenia, do których czasami jest Wam blisko, ale ograniczają Was możliwości finansowe lub logistyczne. Moim marzeniem od lata w 2009 roku była jedwabna, letnia maxi sukienka Mango, z kolekcji zaprojektowanej przez Penelope Cruz. Pierwszym ogranicznikiem była dla mnie regularna cena- 650zł, w okresie przecen zmniejszyła się o 300zł, jednak sukienki po przenoszeniu, przewieszaniu i atakach niezliczonych zakupowiczek, były w tak opłakanym stanie, że nie spełniłam swojego ubraniowego marzenia.
Jakiś rok temu stwierdziłam, że zawzięcie zacznę szukać tej sukienki- najpierw w outletach Mango w Europie, później na portalach aukcyjnych, niestety z marnym skutkiem, zero śladu. Aż do dziś. W związku z chwilą przerwy na herbatę, kliknęłam sobie w Allegro, najpierw leniwie poszukując ciekawych kozaków, następnie spódnic, a później ciuchów z Mango. Po chwili postanowiłam wpisać frazę "mango cruz" i oto nie wierzę własnym oczom- moja sukienka, w moim rozmiarze! Trzęsącymi się dłońmi dokonałam zakupu, a teraz szaleję w oczekiwaniu na paczkę.


Pamiętam, jak przymierzając tę sukienkę, odkryłam bardzo pozytywną rzecz- długość maxi w Mango, to prawdziwa maxi. Nawet w sandałach na koturnie sukienka sięgała mi do samej ziemi. O dziwo, właśnie to było powodem pojawienia się jej na Allegro! Osoba, która została obdarowana sukienką, uznała ją za zbyt długą! Cudownie, że Mango, mimo tego, iż jest hiszpańską marką, tak dba o wysokie kobiety i dziękuję tej jednej trochę niższej, która umożliwiła mi spełnienie marzenia, niech i ona kiedyś w cudowny sposób znajdzie ciuch, w którym się zakochała od pierwszego wejrzenia.